wtorek, 30 października 2012

Autumn crisis / Jesienne przesilenie



Usually when autumn sets in and winter is coming slowly my way I feel sad or fluish… But not this year. This year I’m late! I’m always late (more or less) but this is just too much. It’s like I have a time-hiccups, like I’m always one step behind the time. And the worst part is that nothing really changed in my schedule. Same things in same hours. And still – I can’t manage to be on time anywhere. It’s just so pissing me off! ;-) Like last Saturday. I was making jam and cooking myself dinner. With wooden spoon in one hand, ladle in the other and cattle to watch over, Marzena called if I would like to come with them to visit some Friends. Sigh! I felt split! The result? I wore an old pair of jeans, two sizes too big, and a very old sweater (which remembers high school, I think). But, what the hell, I was amongst friends, wasn’t I. ;-)
I truly hope that this crisis will end soon.

On the knitting field – I’m finishing the second attempt on Felicity for Peter and my new cowl (love, love, love the colours!). It seems that I’ll slide into November with (almost) clean account in knitting. 






Zazwyczaj, kiedy jesień się już rozgości na dobre i nadchodzi zima, czuję się smutna albo zagrypiona… Ale nie w tym roku. W tym roku, jestem spóźniona! Ja właściwie zawsze jestem spóźniona (mniej lub bardziej), ale to już przesada. Jakbym dostała jakiejś czasowej czkawki i była zawsze pół kroku za uciekającym czasem. A najgorsze jest to, że właściwie nic się nie zmieniło w moim rozkładzie zajęć. Te same rzeczy w tych samych godzinach. Mimo to – nigdzie nie mogę zdążyć. Nie macie pojęcia jak bardzo mnie to wkurza! ;-) Np. w sobotę. Robiłam konfitury z dyni i gotowałam sobie obiad. Z kopyścią w jednej ręce i chochlą w drugiej, pilnowałam jednocześnie wody w czajniku, kiedy zadzwoniła Marzena, czy bym z nimi nie pojechała do Dąbrówki Puuufff! Poczułam się rozwalona! Wynik? Pojechałam w domowych, trzy rozmiary za dużych jeansach i bardzo starym swetrze (pamiętającym chyba jeszcze liceum). Ale co tam, w końcu byłam wśród przyjaciół, no nie? ;-)
Serio mam nadzieję, że to przesilenie się szybko skończy.

Na froncie robótkowym – kończę drugie podejście do Feli dla Piotra i swój komin (kocham te kolory!). Wygląda na to, że uda mi się rozpocząć listopad z (prawie) czystym kontem.

1 komentarz:

  1. Spoko było w sobotę, więc nie marudź, ja mam dziś kiepski dzień, odwołane jazdy (już nie mam szans na załapanie się na stare zasady eeech, cóż trzeba będzie wykuć tak, żeby mnie nic nie zaskoczyło i już), nie dojadę dziś do rossmana, a chciałam jutro spróbować olejowania włosów ... i zajść do zielarni zobaczyć, czy mają upatrzoną maskę, ale do samego rossmana nie będę się telepać do miasta, kiszka jednym słowem, cóż dobrze chociaż, że wczoraj koraliki przyszły

    OdpowiedzUsuń