wtorek, 14 kwietnia 2015

Big plans vs small accidents/ Wielkie plany contra małe wypadki



I wrote about it a while ago. I had big plans for my newly discovered running passion. It was the 10K cross country run in my hometown Steszew on the 20thief of June. I was training hard but steady for it as the 10 km distance is pretty much the limit for my dysplastic hips. I was careful and tried not to push too hard. Everything was going smoothly. Until… I broke a toe. The smallest one on my right foot. Such a little thing, yes? No! It hurts like crazy! I can’t walk, the toe itself has strange resemblance to a rainbow, and most of all I’m excluded from running for 6 weeks. SIX WEEKS! There is absolutely no chance for me to get ready for the run in time. Shoot…
So… I had planned to post about how excited I am about my first race and so on. Instead – I have a daily record of my office outfits paired with hiking boots. ;-) (the doctor told me to wear sturdy shoes – this is pretty much as sturdy as it gets)
What can I say? Life happens. And after my Father “overcome adversities with a smile”.

 


Jakiś czas temu pisałam, że mam wielkie plany tyczące się mojego nowego biegowego hobby. Chodziło o Stęszewski Bieg Przełajowy (Stęszew to moje rodzinne miasto) na 10km. Odbędzie się on 20 czerwca tego roku. Trenowałam ciężko i spokojnie, ponieważ to 10 km to właściwie graniczny dystans, na który mogę się porwać z moimi dysplastycznymi biodrami. Bardzo uważałam, żeby nie przegiąć. Wszystko szło świetnie. Do czasu... gdy złamałam palec u nogi. Najmniejszy paluszek prawej stopy. Błahostka, prawda? Błąd! Boli jak diaski! Nie mogę normalnie chodzić, sam palec przypomina tęczę, a o bieganiu to w ogóle mogę zapomnieć na 6 tygodni. SZEŚĆ TYGODNI! Nie ma szans, żebym zdążyła się przygotować do biegu na czas. Kurka...
No... Miałam zaplanowany post o tym, jaka jestem podekscytowana swoim pierwszym wyścigiem i takie tam. Zamiast tego, mam dziennik moich biurowych „stylizacji” w połączeniu z butami trekkingowymi. ;-) (lekarz kazał nosić sztywne buty – ciężko o sztywniejsze)
Cóż rzec? Życie. I jak mawia mój ojciec „przeciwności losu znosić z uśmiechem”.