piątek, 30 listopada 2012

Grab and don’t let go / Chwyć i nie puszczaj



When you try to self-coach sometimes it is hard to keep track of your progress. It’s easy to lose motivation and drop whatever it is you’re trying to learn. But if you focus on small things, basis, when the breakthrough comes (and it always comes) you’ll be so enormously satisfied that it’ll make you jump around with happiness. In my trying to achieve the best possible (for me) technique of freestyle, I had three basic points – foundations: 
1. balance – try to do everything slowly and symmetrical 
2. support – find the horizontal position in the water when floating is effortless and none of your     neck muscles are tight, 
3. propulsion – at this point (perfecting the technique) try not to use your legs at all 
When I mastered these, it was time to involve some more details:  
4. try to hit your “bulls eye” – these are two destination points in front of you, where your palms should be 
5. the elbow comes out of the water first  
6. be patient – let this arm of yours wait patiently for the other ones arrival 
And now is the final thing which I’m trying to master before my second degrees workshops (in February – most likely):  
7. grab the water! 
It’s difficult to explain what the grasp of water is, so let me show you a picture. In this picture you see, that the swimmers arm is slightly bend in the elbow-joint. The elbow itself is pointing up and forearm is slightly rotated inwards. This position of the arm gives a swimmer the perfect support. It maximizes the efficiency of ones’ propulsion as one can literally push off water. It uses density of water and its surface tension. Pure, elegant physics.
Yesterday I swam 1km in freestyle. 250m of it trying to grab the water firmly as I can. And it was such amazingly huge change! For a couple of lengths of the swimming-pool I achieved what Terry Laughlin calls “sliding through the smallest hole in the water”. It felt great! :-D

{ Peter Vanderkaay }

Kiedy próbujesz sam się czegoś nauczyć, czasem trudno jest zauważyć postępy. Łatwo można się wtedy zniechęcić. Ale jeśli skupisz się na małych krokach, podstawach, to kiedy przyjdzie przełom (a w końcu zawsze przychodzi) będziesz mieć tak ogromną satysfakcję, że aż podskoczysz z radości. Ja osobiście w poszukiwaniach najlepszej techniki (dla mnie) kraula trzymałam się trzech fundamentów:
1. równowaga – próbuj robić wszystko bardzo powoli i symetrycznie
2. podparcie – znajdź jak najbardziej horyzontalną pozycję w wodzie, w której unosisz się bezwysiłkowo i masz rozluźnione mięśnie karku
3. napęd – na tym etapie (doskonalenie techniki) staraj się nie używać w ogóle nóg.
Kiedy już opanowałam podstawy, nadszedł czas na pracę nad szczegółami:
4. staraj się trafiać w „dziesiątki” – dwa punkty, w których docelowo powinny się znaleźć ręce
5. łokieć wychodzi z wody pierwszy
6. bądź cierpliwy – pozwól ramieniu, które jest w przodzie cierpliwie zaczekać na dołączenie drugiego
A teraz ostatnia rzecz, którą próbuję opanować, zanim pójdę na warsztaty drugiego stopnia (które najprawdopodobniej odbędą się w lutym):
7. chwyć wodę!

Ciężko jest wytłumaczyć czym jest chwyt wody, więc pozwolę sobie podeprzeć się obrazkiem. Na zdjęciu widać, że ramię pływaka jest lekko zgięte w stawie łokciowym. Sam łokieć jest skierowany ku górze, a przedramię lekko obrócone do wewnątrz. Taka pozycja daje pływakowi idealne podparcie. Maksymalizuje wydajność napędu, ponieważ dosłownie odpychamy się od wody. Wykorzystuje gęstość wody i jej napięcie powierzchniowe. Czysta, elegancka fizyka.

Wczoraj przepłynęłam 1km kraulem. 250m z tego kilometra starałam się chwycić wodę najlepiej jak potrafię. I to zrobiło ogromnie zadziwiającą różnicę! Przez kilka długości basenu udało mi się osiągnąć coś, co Terry Laughlin nazywa „prześlizgiwaniem się przez najmniejszą dziurę w wodzie”. To było cudowne uczucie! :-D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz