środa, 4 marca 2015

Busy day / Zajęty dzień



I had a very busy day yesterday. It the most positive way I could imagine. I had a very nice and productive day at work, and then I had a jog-date with my friend Joanna. We are both the mountain-sports enthusiasts. We both like to jog. We both like to cook. And we are both crafty ladies. Let’s just sum this up in this way – we are very alike. Tuesdays are usually packed in my calendar, so I’m especially happy when someone has nothing against meeting me on a jog.
Joanna invited me to join an FB event “100km in March” and so we went for a lovely run of 5K today. We probably won’t be able to complete the actual 100km this month, but we agreed to run as much as we can. The jog itself was filled with crazy weather and laughter. We talked and smiled and talked a little more. Then we went back at my place and had some awesome carrot-cake-style protein shake (stolen from Taylor). I wonder if She would like to make this a fixed jog-date? That would be nice.
I’m having a very rocky road wright now in my life. Lots of ups and downs. Things that I simply can’t share with anyone. Not with my brothers, not with my friends, not even with my Significant Other. In times like this I turn to sport, because for me there truly is nothing closer to meditation than swimming (or running as the case is lately).


Miałam wczoraj bardzo dużo zajęć. W najbardziej pozytywnym znaczeniu, jakie mogłam sobie wyobrazić. Miałam bardzo fajny, produktywny dzień w pracy, a potem spotkanie biegowe z moją koleżanką Asią. Obie jesteśmy miłośniczkami chodzenia po górach. Obie lubimy jogging. Obie lubimy gotować. I obie lubimy rękodzieło. Dość powiedzieć, że jesteśmy do siebie podobne na wiele różnych sposobów. A we wtorki mój kalendarz zazwyczaj pęka w szwach, tym bardziej jestem wdzięczna, że ktoś ma ochotę spotkać się ze mną tylko na bieganie.
Asia zaprosiła mnie do wydarzenia „Przebiegnij 100km w marcu”, więc poszłyśmy dzisiaj na przebieżkę 5km. Prawdopodobnie nie uda nam się ukończyć wyzwania 100km w tym miesiącu, ale umówiłyśmy się, że damy z siebie wszystko. Sam bieg był wypełniony zwariowaną pogodą i śmiechem. Rozmawiałyśmy, uśmiechałyśmy się i jeszcze więcej rozmawiałyśmy. A potem wróciłyśmy do mnie i zrobiłyśmy sobie fajny koktajl o smaku ciasta marchewkowego (podpatrzony u niezawodnej Taylor). Jestem ciekawa, czy byłaby zainteresowana, gdybyśmy zrobiły z tego cykliczne wydarzenie? Byłoby fajnie.
Ostatnimi czasy mamy ciągle w życiu emocjonalnie pod górkę. Mnóstwo wzlotów i upadków. Rzeczy, którymi po prostu nie umiem si podzielić z nikim. Ani z braćmi, ani z przyjaciółmi, ani nawet z TŻ. W takich momentach zwracam się ku aktywności fizycznej, bo dla mnie naprawdę nie ma rzeczy bardziej przypominającej medytację , niż pływanie (lub biegnie – jak to ostatnio bywa).

1 komentarz: