I’m observing a characteristic pattern in my life recently – nothing is
going as planned. Today although is a good day. We have successfully concluded very
important business negotiations at work. In moments like this it feels really
good to be a part of this little team that the firm forms. Yesterday was a good
day too. After having a three months break from driving, I sat behind the wheel
again. I was scared that I wouldn’t remember a thing. But the moment I adjusted
mirrors and started up the engine… I just drove. Simple as that. I think is was
similar to remembering your front door code – when someone asks you about it,
you can’t remember, but when you stand by your front door the code magically
pops into your head (or your hand to be precise). Don’t get me wrong – I’m not
exactly a “Bandit”, but I really enjoy driving. :-)
This week in general has been crazy. The amount of work, negotiations,
failing software and constant hanging on the phone with our IT helpdesk… There
were times when I thought that Sad Gentleman in white coats will escort me in an
straight jacket to the nearest hospital. ;-)
So the rest of todays’ afternoon I plan to spent on slowing down. I need
to clean up a bit, do a little shopping, learn a bit and do some knitting. Maybe
an hour of workout. Some good pasta… Yes, that’s exactly what I’ll do.
Obserwuję ostatnimi czasy powtarzający
się wzór w moim życiu – nic nie idzie zgodnie z planem. Ale dzisiaj mimo to był
dobry dzień. Udało się nam z sukcesem zakończyć ważne negocjacje w robocie. W
takich momentach fajnie jest się poczuć częścią tej drużyny, którą mimo
wszystko w kancy jesteśmy. Wczoraj też był dobry dzień. Po trzymiesięcznej
przerwie usiadłam znowu za kółkiem. Bałam się, że już zapomniałam jak się
jeździ, ale kiedy ustawiłam lusterka i odpaliłam silnik… pojechałam. Tak po
prostu. Myślę, że można to porównać do kodu do domofonu – kiedy ktoś pyta o kod
masz pustkę w głowie, ale kiedy tylko staniesz przed drzwiami w magiczny sposób
przypominasz sobie (albo raczej ręka sama idzie do właściwych cyfr). A wracając
do jazdy, nie zrozumcie mnie źle, żaden ze mnie „Mistrz kierownicy”, ale
naprawdę lubię jeździć. :-)
Ten tydzień generalnie był zwariowany.
Ilość pracy, negocjacje, psujący się soft i ciągłe wiszenie na telefonie z
naszymi informatykami… Były takie momenty, kiedy myślałam, że zaraz smutni
panowie w białych kitlach zapakują mnie w kaftan bezpieczeństwa i odwiozą do
najbliższego szpitala. ;-)
Tak więc, resztę dzisiejszego popołudnia
planuję spędzić na zwalnianiu tempa. Trochę posprzątam, zrobię małe zakupy,
trochę się pouczę i porobię na drutach. Może godzinka ćwiczeń. Jakiś dobry
makaron… Tak, tak właśnie zrobię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz