When you try to self-coach
sometimes it is hard to keep track of your progress. It’s easy to lose
motivation and drop whatever it is you’re trying to learn. But if you focus on
small things, basis, when the breakthrough comes (and it always comes) you’ll
be so enormously satisfied that it’ll make you jump around with happiness. In my trying to
achieve the best possible (for me) technique of freestyle, I had three basic
points – foundations:
1. balance – try to do everything
slowly and symmetrical
2. support
– find the horizontal position in the water when floating is effortless and
none of your neck muscles are tight,
3. propulsion – at this point
(perfecting the technique) try not to use your legs at all
When I mastered
these, it was time to involve some more details:
4. try to hit your “bulls eye” – these
are two destination points in front of you, where your palms should be
5. the
elbow comes out of the water first
6. be patient – let this arm of yours
wait patiently for the other ones arrival
And now is the final
thing which I’m trying to master before my second degrees workshops (in
February – most likely):
7. grab the water!
It’s difficult to
explain what the grasp of water is, so let me show you a picture. In this
picture you see, that the swimmers arm is slightly bend in the elbow-joint. The
elbow itself is pointing up and forearm is slightly rotated inwards. This
position of the arm gives a swimmer the perfect support. It maximizes the efficiency
of ones’ propulsion as one can literally push off water. It uses density of
water and its surface tension. Pure, elegant physics.
Yesterday I swam 1km
in freestyle. 250m of it trying to grab the water firmly as I can. And it was
such amazingly huge change! For a couple of lengths of the swimming-pool I
achieved what Terry Laughlin calls “sliding through the smallest hole in the
water”. It felt great! :-D
{ Peter Vanderkaay } |
Kiedy próbujesz sam się czegoś nauczyć, czasem trudno jest zauważyć
postępy. Łatwo można się wtedy zniechęcić. Ale jeśli skupisz się na małych
krokach, podstawach, to kiedy przyjdzie przełom (a w końcu zawsze przychodzi)
będziesz mieć tak ogromną satysfakcję, że aż podskoczysz z radości. Ja
osobiście w poszukiwaniach najlepszej techniki (dla mnie) kraula trzymałam się
trzech fundamentów:
1. równowaga – próbuj robić wszystko bardzo powoli i symetrycznie
2. podparcie – znajdź jak najbardziej horyzontalną pozycję w wodzie, w
której unosisz się bezwysiłkowo i masz rozluźnione mięśnie karku
3. napęd – na tym etapie (doskonalenie techniki) staraj się nie używać
w ogóle nóg.
Kiedy już opanowałam podstawy, nadszedł czas na pracę nad szczegółami:
4. staraj się trafiać w „dziesiątki” – dwa punkty, w których docelowo
powinny się znaleźć ręce
5. łokieć wychodzi z wody pierwszy
6. bądź cierpliwy – pozwól ramieniu, które jest w przodzie cierpliwie
zaczekać na dołączenie drugiego
A teraz ostatnia rzecz, którą próbuję opanować, zanim pójdę na
warsztaty drugiego stopnia (które najprawdopodobniej odbędą się w lutym):
7. chwyć wodę!
Ciężko jest wytłumaczyć czym jest chwyt wody, więc pozwolę sobie
podeprzeć się obrazkiem. Na zdjęciu widać, że ramię pływaka jest lekko zgięte w
stawie łokciowym. Sam łokieć jest skierowany ku górze, a przedramię lekko
obrócone do wewnątrz. Taka pozycja daje pływakowi idealne podparcie.
Maksymalizuje wydajność napędu, ponieważ dosłownie odpychamy się od wody.
Wykorzystuje gęstość wody i jej napięcie powierzchniowe. Czysta, elegancka
fizyka.
Wczoraj przepłynęłam 1km kraulem. 250m z tego kilometra starałam się
chwycić wodę najlepiej jak potrafię. I to zrobiło ogromnie zadziwiającą różnicę!
Przez kilka długości basenu udało mi się osiągnąć coś, co Terry Laughlin nazywa
„prześlizgiwaniem się przez najmniejszą dziurę w wodzie”. To było cudowne
uczucie! :-D