How it all
started / Jak to wszystko się zaczęło
Having your stomach tied in a knot may be
sometimes a good thing. For example today – I was finally able to vacuum-clean
my room which I haven’t done for quite a while… Ahem… Yes this is not exactly
something I should brag about. ;-) I was also enjoying some peace and quiet and
had time to make plans for the next week. I sat down with a mug of my favorite chicory
coffee (I drink caramel flavor these days) and looked through magazines,
cookbooks and blogs. And when I was tidying up my room I came across little
notebook with grease stains and coffee circles. It was titled “Hubi”. Hubert
was my boyfriend way back, when I was in university. It didn’t last for long,
because I was very amorous back then, but it started something much more long
lasting. My fascination with vegan cooking. Hubert has a serious food allergy. He
mustn’t eat gluten, white sugar, milk, grapes and raisins, potatoes and many
other products the list of which I can’t even remember. If it wasn’t for this
crush I had on him, I would never go so boldly into the world of “strange
ingredients”. I would never discover how much I like coconut milk or oat milk.
That you can make “cheese” with almonds and bake bread with beans. This little
notebook started something. Something that now finally is starting to take some
real shapes.
Czasem nie jest tak źle kiedy żołądek odmawia posłuszeństwa i musisz zostać w domu. Np. dzisiaj - miałam wreszcie czas, żeby odkurzyć w pokoju, czego już jakiś czas nie robiłam... Cóż... Chyba nie ma się czym chwalić. ;-) Cieszyłam się też ciszą i spokojem i miałam czas na zaplanowanie przyszłego tygodnia. Usiadłam sobie z kubkiem ulubionej kawy zbożowej (obecnie piję karmelową) i przejrzałam magazyny, książki kucharskie i blogi. A kiedy porządkowałam szpargały, znalazłam mały notatnik z tłustymi plamami i kółkami od kawy, opatrzony tytułem "Hubi". Hubert był moim chłopakiem w czasach studenckich. Nie byliśmy razem zbyt długo, bo byłam wtedy strasznie kochliwa, ale dzięki niemu zaczęło się coś co trwa dla mnie do dziś. Fascynacja weganizmem. Hubert ma całą serię poważnych alergii pokarmowych. Nie wolno mu jeść glutenu, cukru, mleka, winogron i rodzynek, ziemniaków i wielu innych produktów, których całęj listy już nie pamiętam. W każdym razie, gdyby nie to zauroczenie, nigdy nie weszłabym tak odważnie do krainy "dziwnych składników". Nigdy nie dowiedziałabym się jak bardzo lubię mleko kokosowe czy też owsiane. Że można zrobić "ser" z migdałów i chleb z fasoli. Ten mały notatnik z przepisami coś rozpoczął. Coś, co właśnie powoli nabiera realnych kształtów.
Fashion
For some time I’m a reader to “A beautiful Mess”
blog. This family business is celebrating its six birthday today. Happy
birthday! These girls are actually the kind of person I wish to be someday. Sustain
from my own ideas and work. I don’t mind working weekends or nights as long as
it means doing something that I love. And feeding people is something I love to
do. :-) But let’s be honest. We live in crazy times when you need to have a
FaceBook page for your business. And just by looking on this blog you may see
that I’m not really good with social media. ;-) So I called for help. And the
help is my business partner – Ola - and our friend Dominika (fashion designer
and artist). I have high hopes on collaborating with her. :-) I hope she will
help us make our dream come true in the very best stylish way. :-)
Soo… This is why I don’t blog that often
recently. I have really tones of work with the project. Not to mention all the
training I’m doing in my spare time (wait… what spare time?). Well that’s it
for today. I’m off to make some peanut butter!
Od jakiegoś czasu jestem czytelniczką bloga "A Beautiful Mess". To biznes rodzinny, który właśnie obchodzi swoje szóste urodziny. Wszystkie najlepszego! Te dziewczyny to dokładnie taki typ osoby, jakim sama chciałabym być. Utrzymujące się z własnych pomysłów i pracy. Nie mam nic przeciwko pracowaniu w weekendy czy nocami tak długo jak robię to co kocham. A ja kocham karmić ludzi. :-) Ale bądźmy szczerzy. Żyjemy w szalonych czasach, w których nawet najmniejszy biznes musi mieć stronę na FB. A wystarczy tylko zerknąć na tego mojego bloga, żeby się domyślić, że social media to nie jest moja specjalność. ;-) Więc wezwałam posiłki. Moją wspólniczkę - Olę i naszą koleżankę Dominikę (projektantkę i artystkę). Pokładam duże nadzieje we współpracy z nią. :-) Mam nadzieję, że pomoże nam urzeczywistnić to marzenie w jak najlepszym stylu. :-)
Tak więc... Oto dlaczego nie bloguję ostatnio zbyt regularnie. Mam tony roboty do tego projektu. Nie wspominając już o treningach w każdej wolnej chwili (zaraz, zaraz... w jakich wolnych chwilach?). No to tyle na dziś. Lecę robić masło orzechowe!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz