1 Monday
Zumba – we have a new instructor. Her style is totally different from any other
instructor that we had in these past months. She makes the classes more static
and focus more on the correctness of movement than on the dancing-like-Zumba.
Do I like it? I don’t know yet.
2.
Tuesday
– the swimming training with my father. :-) I have to watch him, because he is
not allowed to push himself to hard, which he likes to do (still wondering
where I got it from?). Before the pool I painted a few invitations. Work is in
progress.
3.
Wednesday
– the one day “off” that I have. This time my friend Ola came by and We baked
some chocolate-nut-muffins. Yam. :-D Ola is also my possible-to-be business partner.
We want to open a coffee shop near the Old Market (which is the historic and
cultural center of our city). We still don’t know where to get the money from,
but it WILL happen. The most important thing that I have learned on Camino is
that dreams DO come true. You just have to help them a little. Anyway – the muffins
were fine and I managed not to burn them – still need to experiment a little
with the recipe.
4.
Thursday
– another swimming training. This time on my own. That day I also watched the
most wonderful movie “A good year” with Russell Crowe. My God that film is sure
positive. It gave me the kick I needed that day. After the pool on the bus I
met Mat and his girlfriend. He was asking me about the muffins. :-)
-
You
made the muffins yesterday?
-
Yes…
-
With
chocolate and walnuts?
-
Yes…
:-D
He just gave a deep sigh.
5
Friday
– another Zumba. This time with an instructor that I like and respect. She’s
great – I can barely stand on my own two feet after her practices. Later on I
painted another couple of invitations.
Number of invitations painted so far
– 12.
6
Saturday
– a day well spend working in my parents garden. There were some rake in the
use, as well as some painting has been made. Not invitations, but stairs this
time. ;-) I must admit, that I was so tired after the whole day spend in the
open, that when I received an invitation (ha ha) to a late evening grill I was
just too exhausted to go. Maybe next time.
7
Sunday
– a bought myself a brand new pair of trainers. Which bring us to the end of my
week, and to the second part of this post – the shoes. This is a small tribute
to my old pair of trainers. The seasons are changing and trainers come and go.
;-)
1
Poniedziałek Zumba – mamy nową instruktorkę. Jej
styl jest zupełnie inny niż styl poprzednich instruktorek. Jej zajęcia są
bardziej statyczne. Bardziej skupia się na poprawności ruchu i ćwiczeniu
wybranej grupy mięsni niż na dynamicznym tańczeniu Zumby. Czy mi się to podoba?
Jeszcze nie wiem.
2
Wtorek – basen z tatą. :-) Muszę go pilnować, bo
nie wolno mu się za bardzo forsować, a lubi to robić (już wiecie po kim to
mam). Przed basenem namalowałam kilka zaproszeń. Prace w toku.
3
Środa – jedyny „wolny” dzień jaki mam. Tym razem
wpadła do mnie moja przyjaciółka Ola i upiekłyśmy muffiny czekoladowo-orzechowe.
:-D Ola jest też moją potencjalną wspólniczką w interesach. Chcemy otworzyć
kawiarnię przy Starym Rynku w naszym mieście (to historyczne i kulturalne
centrum miasta). Jeszcze nie wiemy skąd wziąć na to pieniądze, ale to NA PEWNO się
stanie. Jedną z rzeczy, których nauczyło mnie Camino jest to, że marzenia się
SPEŁNIAJĄ. Czasami trzeba im tylko trochę pomóc. W każdym razie, muffiny się udały
i nawet ich nie spaliłam. Muszę jeszcze trochę poeksperymentować z tym
przepisem.
4
Czwartek – kolejny raz na basenie, tym razem już
sama. Tego dnia obejrzałam też bardzo fajny film – „Dobry rok” z Russellem
Crowe w roli głównej. To taki pozytywny film. Dał mi kopa pozytywnej energii,
której bardzo w czwartek potrzebowałam. Po basenie, w autobusie w drodze
powrotnej, spotkałam Matiego i jego dziewczynę. Pytał mnie o muffiny. :-)
- Piekłyście
wczoraj?
-Taaak…
- Z czekoladą i
orzechami?
- Taak…
- Echhhh
5
Piątek – znowu Zumba. Tym razem z instruktorką,
którą znam i cenię. Jest świetna - po jej zajęciach ledwo trzymam się na
nogach. Potem namalowałam znowu kilka zaproszeń.
Liczba
namalowanych zaproszeń – 12.
6
Sobota – dzień dobrze spędzony na pracy w
ogrodzie moich rodziców. W użyciu były grabie, było też trochę malowania, ale
tym razem nie zaproszeń, tylko schodów. ;-) Muszę przyznać, że po całym dniu
spędzonym na świeżym powietrzu, byłam tak wykończona, że kiedy dostałam
zaproszenie (ha ha) na późno-wieczornego grilla, odmówiłam. Po prostu nie
miałam siły. Cóż, może następnym razem.
7
Niedziela – kupiłam sobie nowe tenisówki. To
kończy mój tydzień dobroci i nieuchronnie prowadzi nas do drugiej części posta,
czyli butów. Oto takie małe coś na cześć moich starych tenisówek. Pory roku się
zmieniają, a tenisówki przychodzą i odchodzą. ;-)
You are too funny. I, too, am in need of a new pair of shoes (or, as you call them, trainers). You do one session of yard work at my house and they get all muddy and turn green from the grass...and suddenly the unsuitable for everyday wear.
OdpowiedzUsuńI think your week sounds far more interesting than mine.....