poniedziałek, 30 marca 2015

To be that girl / Być tą dziewczyną



When I was in collage I had a crush on this guy. He was everything I wasn’t: bold in his style, brave in his beliefs, nonconformist in his way of handling things. He never took the safe road, always went upstream and that was what I most admired in him. He was the first guy to encourage me to own the darkest parts of my soul. He made it casual but at the same time gave me the feeling that something important was happening. Together we took endless nights of discussions with our other colleague (currently a archeology PhD at Aberdeen) from science club. Together we went on conferences as well as punk-rock concerts. And now, when I think about it, meeting him began the process of me becoming who I am.

I once asked him to describe me in two words – I guess I wanted to know how he sees me, and if he is seeing me in a similar way I saw him. I never took the time to think that he might simply refer to the way I dress, but it was too late to change the question. 

He gave me a mysterious half-smile and replied “Something red and a scarf”.

And there it was. Suddenly I understood that he truly does see me in a similar way. He saw a girl who had her own style, her own way. A statement. Scarf or shawl at all weather. And red shoes. Me.

I lost that girl in the mids of life, but recently I feel like I’m getting her back.



Kiedy byłam na studiach podkochiwałam się w takim jednym chłopaku. Reprezentował sobą wszystko, czym ja wtedy nie byłam: miał wyrazisty styl, odważne przekonania i był nonkonformistą w radzeniu sobie z różnymi sprawami. Nigdy nie wybierał utartych ścieżek, zawsze płynął pod prąd i chyba właśnie to podobało mi się w nim najbardziej. To on, jako pierwszy sprowokował mnie do odkrycia najciemniejszych zakamarków mojej duszy. Przy nim nie wydawało się to wielką sprawą, a jednocześnie miałam wrażenie, że w moim życiu dokonuje się coś ważnego. Razem odbyliśmy niezliczoną ilość nocnych dyskusji naukowych z jeszcze jednym naszym kolegą (obecnie doktorem archeologii w Aberdeen w Szkocji) z koła naukowego. Razem jeździliśmy zarówno na poważne konferencje jak i punk-rockowe koncerty. Dziś, kiedy nad tym rozmyślam, dochodzę do wniosku, że poznanie go zapoczątkowało proces stawania się tym, kim jestem.
Kiedyś poprosiłam go, żeby opisał mnie w dwóch słowach. Chyba chciałam się wtedy przekonać jak mnie postrzega i czy widzi mnie, choć w części podobnie do sposobu, w jaki ja widzę jego. Nie przyszło mi wtedy na myśl, że jego odpowiedź może być tak prosta i odnosić się wyłącznie do wyglądu. Na zmianę pytania było już jednak za późno.
On tylko uśmiechnął się tajemniczym pół-uśmiechem i odpowiedział „Coś czerwonego i szalik”.
I tak było. Nagle zrozumiałam, że rzeczywiście widzi mnie w podobny sposób. On widział dziewczynę, która miała własny styl, własny sposób życia. Przesłanie. Szalik lub chusta bez względu na pogodę. I czerwone buty. Ja.
Gdzieś w meandrach życia zagubiłam tą dziewczynę, która miała ten wyraźny styl i przesłanie, ale ostatnio czuję, że zaczynam ją odzyskiwać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz