“The path is the
goal.”
This sentence by a distinguished
polish traveler Marek Kaminski (his best known achievement is reaching both the
North and the South-pole in one year) has been my personal mantra since I was
in high school. It, in a natural way, puts me as an opposite to the goal-based trend.
I’m observing this approach especially in sport but not only. We have a
goal-based culture. My fellow swimmers often train for some kind of competition
or championships. They set goals of reaching certain performance at a certain
point in time. This approach is necessary in professional or academic
sport. In more life related fields – you have the same thing in sales,
production, design or even writing. People set all kinds of goals all the time.
Let me tell you why I think this is bad.
First and foremost, a
goal gives you a false feeling of control. I’m a control freak, and having the
kind of issues I have, I need to exercise giving up control as much as I
possibly can. Setting a goal is not the way to do so. Why? Because you focus so
much on the goal, you tend to dich everything else. I’ve seen people who were
so focused on something, it had a bad influence on many other sides of their
lives. Mothers so focused on their children, they completely forgot about
themselves. Coworkers so fixed on reaching their professional goals, they totally
cut out social life. And fellow swimmers so focused on their performance in the
next championship they almost got divorced. ;-) It’s easy to lose track of
reality when you’re fixed on something so hard.
Another thing is – in
my opinion – that it doesn’t matter if you reach your goal or not. Either way
you lose. Because reaching your goal makes you lose the sense of purpose and
not reaching it makes you feel like a failure.
So what I’m trying to
do is to embrace the process. I actively try to focus on performing this particular
task the best I can. But I always have in mind the “bigger picture”. In example
in running – when I’m having a bad day I would rather run for a shorter period
of time than injure myself and be left out for months.
This approach carries
the risk of not ever completing a goal. But as the case often is, when you’re
focused on doing a small thing the best you can, the big thing also turns out
great.
„Droga jest
celem”
To zdanie, wypowiedziane przez Marka Kamińskiego (polarnika) było moja
osobistą mantrą od czasów licealnych. W naturalny sposób ustawia mnie ono w
opozycji do obecnego trendu ustanawiania sobie celów do osiągnięcia. Obserwuję
to podejście szczególnie w sporcie, ale nie tylko. W ogóle wydaje mi się, że
mamy obecnie kulturę celów. Moi koledzy i koleżanki pływacy, bardzo często
trenują do jakiegoś konkretnego startu czy mistrzostw. Ustanawiają sobie cele
treningowe – aby osiągnąć pewien poziom formy w konkretnym punkcie w czasie. To
konieczne podejście w sporcie wyczynowym czy tez akademickim. Natomiast w
bardziej życiowych sytuacjach, ustanawianie celów widzę w każdej prawie dziedzinie
życia – są cele sprzedażowe, produkcyjne, projektowe a nawet pisarskie. Ludzie
stawiają sobie stale i wciąż różnorakie cele. Powiem Wam dlaczego uważam, że to
jest niefajne.
Przede wszystkim stawianie sobie celu daje nam iluzoryczne poczucie
kontroli. Ja mam obsesję kontroli i, mając takie problemy psychiczne jakie mam,
muszę za wszelką cenę ćwiczyć odpuszczanie sobie. Stawianie sobie celów nie
jest najlepszym sposobem osiągnięcia tego. Dlaczego? Ponieważ stawiając sobie
cele, ludzie mają tendencję do olewania innych rzeczy. Widziałam ludzi tak
bardzo zafiksowanych na jakimś punkcie, że wpływało to negatywnie na inne dziedziny
ich życia. Matki, tak skupione na swoich dzieciach, że kompletnie zapominały o
sobie. Współpracowników tak zafiksowanych na swoich celach zawodowych, że
stawali się no-lifami. I kolegów pływaków, którzy byli tak skupieni na występie
w mistrzostwach, że ich żony prawie żądały rozwodu. ;-) Łatwo jest stracić
kontakt z rzeczywistością, kiedy jesteś na czymś aż tak skupiony.
Kolejną rzeczą jest to – moi zdaniem – że nie ważne czy uda Ci się
osiągnąć swój cel, czy nie. Tak czy siak jesteś na przegranej pozycji. Ponieważ
jeśli uda Ci się osiągnąć to, co sobie zaplanowałeś, to tracisz poczucie sensu
i rozpęd. A jeśli Ci się nie powiedzie, to czujesz się jak totalna życiowa
porażka i nieudacznik.
Dlatego też ja próbuję się skupić na procesie twórczym. Staram się
skupić na wykonaniu jak najlepiej tego jednego konkretnego, małego zadania (czy
treningu) i zawsze mieć w pamięci większą perspektywę. Na przykład podczas
biegania – kiedy mam gorszy dzień, wolę potruchtać trochę krócej, niż narazić
się na uraz, który może wykluczyć mnie ze sportu na długie miesiące.
Oczywiście takie podejście niesie ze sobą ryzyko tego, że nigdy nie
osiągniemy żadnego celu. Ale nauczyłam się już, że jeśli przykładamy się do
małych kroczków, to nasz krok milowy też będzie świetny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz