Finally Friday. I had a busy week. I’m happy to report that my
over-eating myself phase is over (I hope). I’m “training mean” again, which
makes me feel very light on the body and soul. :-) I’m knitting three projects
at once and my head is full of ideas. I’m very enthusiastic about learning how
to sew on a sewing machine and my friend Dominika volunteered to teach me. I
have plenty of new ideas for making Kindle cases and small purses. I’ve signed
up for individual TI lessons which are progress to level#2 course.
You may say it is all very positive, but it unfortunately comes with a
prise. I had to delete all of culinary blogs that I followed from my reading
list. They made me drool and obsessively think about food. Not a good thing. A
very bad thing to be specific. But I’m just not yet ready to talk about it in
public.
Things in my life got messed up. And although I’m surrounded by good
people who are eager to help, people like my mom and my friends; I’m feeling
like a single straw on a windy day. Sometimes you have problems that other
people just don’t understand, because they never faced them. And no matter how
hard they try to fit into your shoes, they just can’t because they never tasted
the bitterness.
Yesterday I went off to Poznan Student Festival, but never made it.
Instead we went to grab a ginger-beer. And talk. I needed this, and the friend
I was with needed that even more. So I think it turned out quite ok. I know I
say this a lot, but life goes mysterious ways sometime. ;-)
W końcu piątek. Miałam naprawdę napakowany tydzień. Z
radością informuję, że moja faza objadania się dobiega końca (mam nadzieję). Znowu
„ostro trenuję”, dzięki czemu czuję się lekko na ciele i duchu. :-) Sztrykuję
trzy rzeczy na raz i mam głowę pełną pomysłów na kolejne. Jestem pełna
entuzjazmu do nauki szycia na maszynie, a moja koleżanka Dominika zgłosiła się
na ochotnika, że mnie nauczy. Mam pełno nowych pomysłów na kolejne „Kindle
kejsy” i małe torebki. Zapisałam się na indywidualne lekcje TI, które mają mi
pomóc przed kursem 2 stopnia.
Pewnie powiecie, że to wszystko bardzo pozytywne zmiany, ale
niestety wszystko ma swoją cenę. Musiałam skasować z listy czytelniczej
wszystkie blogi kulinarne. Przez nie miałam permanentny ślinotok i obsesyjnie
myślałam o jedzeniu. To nie za dobrze. Właściwie to nawet bardzo źle. Ale
jeszcze nie chcę o tym mówić na forum.
Rzeczy w moim życiu znowu się „posrały”. Wczoraj poszłam na
Juwenalia i nigdy na nie nie dotarłam. Zamiast tego poszłyśmy z koleżanką na
piwo z sokiem imbirowym. I na pogaduchy. Potrzebowałam tego, a ona potrzebowała
tego jeszcze bardziej. Więc chyba, mimo wszystko, dobrze się stało, że nie
trafiłyśmy na koncert Brodki. Wiem, że często to powtarzam, ale życie wybiera
czasem tajemnicze ścieżki. ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz