Every time I walk through my neighbourhood,
listening to my mp3-player, there are things to which I can’t stop smiling.
Like the vegetable stall with the most wonderful, colourful and fresh goodies you
can possibly imagine. Sweet cherry being the head of them. (I know the amount
of work that stands behind a small business this kind, and thanks to that I
respect it even more.) I walk through blooming parks. I pass caretakers working
in the sun on the public lawns. I see children rushing to school and adults
walking to tram and bus stations. Every day I pass the same handsome guy who
smiles at me, but doesn’t have the courage to speak…
I like this part of the day, this anticipation
for what will happen. Will I have a lot of work today? Or will I have to figure
out something to kill time? It doesn’t really matters. Today will be a good
day! And in the evening I’m going with Alexandra to “Movies Night”!
Za każdym razem kiedy przechodzę
przez moje osiedle, słuchając mojej mp3, nie mogę przestać się uśmiechać. Np.
na widok straganu z warzywami, pełnego najpiękniejszych, najświeższych i
najbardziej kolorowych nowalijek jakie można sobie wyobrazić. Na czele ze
wspaniałymi czereśniami. (Wiem też ile pracy stoi za tego rodzaju
small-biznesem, więc szanuję to tym bardziej.) Przechodzę przez kwitnący park.
Mijam dozorców pracujących w słońcu na publicznych trawnikach. Widzę dzieci
spieszące się do szkoły i dorosłych idących na przystanki tramwajowe i
autobusowe. Codziennie mijam tego samego przystojniaka, który uśmiecha się do
mnie, ale nie ma odwagi podejść i zagadać.
Lubię tą część dnia, to
oczekiwanie na to, co przyniesie. Czy będę miała dużo pracy? Albo czy będę
musiała szukać sobie zajęcia, żeby zabić czas? Nie ważne. Dzisiaj będzie dobry
dzień! A wieczorem idę z Olą na „Noc Kina”!
Yesterday
was very frustrating. I worked on my Ruby Red a lot in the evening (listening
to Herbert fantastic Dune). I was just about to put it down and go to sleep,
when something caught my eye. A hole. I had to miss one stich in the beginning (at
about row 4). I was all the way till bust, but I had to rip it all… I’ll have
to start over and is just extremely dangerous with me, because the project may
never be finished if I lose enthusiasm for it.
Short lived
enthusiasm has always been my problem. I simply can’t focus on one thing long
enough to finish it. Anthropology was an exception but that's another story. Knitting small things like hats and cowls or baby sweaters
seemed the perfect answer. But it’s just not enough anymore. I’m a grown woman
and I want to make something useable. Last year I made a shrug for my mom. And,
much to my surprise, she really wears it! It was a success. So maybe it’s time
for me to change my tactics. Instead of grabbing at knitting I will make one
step at a time, one row at a time (or two rows for lace ;-) So today I’m
starting Ruby once again. Cross your fingers for no holes this time!
Have a
happy Wednesday!
Wczoraj miałam bardzo frustrujący dzień. Wieczorem sporo pracowałam nad Rubinem (słuchając audiobooka "Diuna"). Już miałam odłożyć robótkę i pójść spać, kiedy coś przykuło moją uwagę. Dziura. Musiałam przeoczyć jedno oczko na początku roboty (gdzieś w okolicach 4 rzędu) i poszło oczko jak w pończosze. Byłam już na wysokości biustu i musiałam spruć wszystko... Będę musiała zacząć od początku, a to stwarza ryzyko, że projekt nigdy nie zostanie ukończony, bo stracę wenę.
Słomiany zapał od zawsze był moim problemem. Po prostu nie potrafię się skupić na jednej rzeczy na tyle długo, żeby ją doprowadzić do końca. Antropologia była wyjątkiem, ale całkiem inna historia. Dlatego początkowo robienie małych rzeczy jak czapki, szaliki i sweterki dziecięce, wydawało się idealną odpowiedzią. Ale to mi już po prostu nie wystarcza. Jestem dorosłą kobietą i chciałabym zrobić wreszcie coś przydatnego. W zeszłym roku zrobiłam bolerko dla mamy. I, ku mojemu zdziwieniu, nawet je nosi! Sukces. Więc może nadszedł czas na zmianę taktyki. Zamiast rzucać się na robienie na drutach, będę to robić małymi kroczkami, jeden rząd na raz (albo dwa rzędy w przypadku koronek ;-) Tak więc dzisiaj zaczynam Rubin po raz drugi. Trzymajcie kciuki, żeby tym razem nie było żadnych dziur!
On Monday I wake up at 6 o’clock in the
morning. I turn on the music and begin to stretch. My stretching session takes
about 45 minutes. Then I brush my teeth, dress up, and sometimes make myself a
sandwich, pack my fitness bag/purse and I’m off to work. It’s a 20 minute walk.
At work I mainly sit at my desk and stare into the computer. Because of my hip
I have to remember to sit properly. Then I go to Zumba classes. After coming home
I stretch again (a lot of stretching these days, because of the hip), then take
a shower and eat dinner. Then I knit, read, paint, watch a movie or whatever.
On Tuesday my daily routine is hardly
different, just that I go swimming instead of Zumba. And the whole week looks
like this.
I like this life, this regularity that it
brings. Something that started as a way to forget about sorry things turned out
to be my new passion. I always liked to move, I even trained swimming during
collage. But then the sickness came and I had to drop out of sports. One year
after recovering I went on Camino De Santiago with two of my closest friends.
This is when I understood that I can really do it. And now, after half a year,
I feel so full of energy, so joyful, so in control on the course of my life,
like I never felt before. So you can see no hip degeneration or any other stuff
can stop me now. Because if a person like me can walk a 900km walk with a heavy
backpack than impossible is nothing!
And because today is Inspiration Monday, I want
to show you something that really inspires me. A handicapped athlete from RSA –
Oscar Pistorius. I know it’s controversial. I know, that the technology of his prostheses
makes him able to run even faster than a healthy person. But if you understand
the pain and all the work that he put into bringing his dreams to reality, you
will understand why he deserves to be just that fast.
W poniedziałek wstaję o 6 rano.
Włączam muzykę I zaczynam się rozciągać. Cała sesja rozciągania trwa około 45 minut.
Potem myję zęby, ubieram się, czasami robię sobie kanapkę, pakuję torbę
fitnessową/torebkę i wychodzę do pracy. To 20-minutowy spacer. W pracy głównie
siedzę przy biurku i gapię się w komputer. Ze względu na moje biodro, muszę
pilnować, żeby siedzieć w prawidłowy sposób (nie wolno mi zakładać nogi na
nogę). Potem idę na Zumbę. Po powrocie do domu znowu się rozciągam (dużo tego
rozciągania ostatnio, ale to jedyna rzecz, która pomaga na biodro), biorę
prysznic i jem kolację. Potem robię na drutach, czytam, maluję, oglądam film
czy co tam jeszcze.
We wtorek mój rozkład dnia jest w
gruncie rzeczy podobny, tylko zamiast Zumby jest basen. I cały tydzień wygląda
w ten sposób.
Lubię takie życie, tą
regularność, którą ze sobą niesie. Coś, co zaczęło się jako sposób na
zapomnienie o przykrych rzeczach, stało się moją nową pasją. Zawsze lubiłam się
ruszać. Na studiach nawet trenowałam pływanie. Ale potem przyszła choroba i
musiałam wycofać się ze sportu. Rok po wyzdrowieniu pojechałam na Camino De
Santiago z dwójką moich przyjaciół. To tam zrozumiałam, że naprawdę mogę „robić
rzeczy”. A teraz, po pół roku, czuję się taka naładowana energią, taka radosna,
taka świadoma przy starze własnego życia jak nigdy wcześniej. Więc widzicie, że
żadne zwyrodnienie biodra mnie już nie powstrzyma. Ponieważ, jeżeli ktoś taki
jak ja mógł przejść 900km pieszo z ciężkim plecakiem, to nie ma rzeczy
niemożliwych!
A ponieważ dzisiaj są
Poniedziałkowe Inspiracje, chciałam pokazać Wam kogoś, kto naprawdę mnie
inspiruje. Niepełnosprawny lekkoatleta z RPA – Oscar Pistorius. Wiem, że jego
sylwetka jest kontrowersyjna. Wiem, że technologia wykorzystana w jego
protezach, umożliwia mu bieganie nawet szybciej niż zdrowi ludzie. Ale jeśli
uzmysłowisz sobie ile bólu i pracy włożył w urzeczywistnienie swojego marzenia,
zrozumiesz dlaczego zasłużył, żeby być takim szybkim.
Yesterday was Fathers Day. My dad is
the most fantastic parent in the world. I always can count on him, when I need
help. And it happened that in the last half a year I needed help and support a
lot. I’m almost 30 years old, and I’m kind of embarrassed
that I still need his help. It’s time that I stopped counting on him… It’s time
for me to start taking care of him, not the other way round.
Wczoraj był dzień ojca. Mój tata jest najbardziej fantastycznym rodzicem na świecie. Zawsze mogę na niego liczyć, kiedy potrzebuję pomocy. A tak się stało, że przez ostatnie pół roku często potrzebowałam pomocy i wsparcia. Mam prawie 30 lat i trochę mi wstyd, że ciągle potrzebuję jego pomocy. Już czas, żebym przestała ciągle na nim polegać... Czas, żebym to ja zaczęła opiekować się nim, a nie odwrotnie.
Wczoraj była Noc Kupały,
najkrótsza noc w roku. Obchodzone już od czasów Słowian, święto radości życia i
miłości. Kiedyś palono ogniska, tańczono, szukano kwiatu paproci, palono
girlandy z dziurawca i puszczano wianki na wodzie. Dzisiaj mamy koncerty i
lampiony na ciepłe powietrze.
Chciałam i ja, choć na krótką
chwilę, ulec tej radości, stać się częścią próby bicia rekordu. Baletu
lampionów na nocnym niebie niestety nie da się opisać słowami. Posłużę się więc
obrazem.
Yesterday was the St John’s night, the shortest
night of the year. This festive night, celebrated by the Slavs, is an
embracement of joy, life and love. In the old days there were fires burning
into the night, dances were danced, the fern blossom was searched, garland of St
John's wort were burned and maidens’ wreaths were floated on the water. Today
we have concerts and hot air lanterns.
I wanted too, even for a brief moment, feel
that joy and be a part of the attempt to break the world record. I have no
words to describe the lanterns ballet on the night sky, so I’ll use images.
Mam starą kontuzję biodra - bieganie zawieszone na czas rekonwalescencji. Czyli właściwie będę musiała zacząć wszystko do początku. Na szczęście wiele nie straciłam.
I have an
old hip injury - running has been postponed for convalescence. So actually I'll
have to start all over. Happily I haven’t lost much.
Today
something eco-friendly. The amateur graphic designer in me said WOW, when she
saw this. It’s a designers dream – clean, elegant, recycled… :-D
Dziś coś przyjaznego środowisku. Projektant-amator, który we mnie siedzi, krzyknął WOW, kiedy to zobaczył. To spełnienie marzeń każdego projektanta graficznego - czystość formy, elegancja, ponownie wykorzystany materiał... :-D
I said hello to my needles some time ago, and with my slow-slow
knitting, I hope to finish this one on my mums birthday party (somewhere in
August). I called it Ruby. It’s a lovely pattern by Hilary Smith Callis “Safire”,
but my inspiration to make one for me was this version by Brahdelt. She called it
“Strawberry Margueritta” (one of the best cocktails ever by the way) and I just
love the look of a tiny cardigan over a polka-dot retro dress. I am a retro
girl, you know {wink}, and it so happens that I have a polka-dot dress myself.
:-D Call me a copy-cat but I love it so much, I just have to have it! I am
almost done with raglan increases and it seems that it will be ready for my
grand entre. ;-)
Jakiś czas temu przeprosiłam się z moimi drutami, i biorąc pod uwagę moje powolne tempo robienia na drutach, mam nadzieję ukończyć to cudo na przyjęcie urodzinowe mojej mamy (jakoś w sierpniu). Nazwałam go Rubin. To bardzo przyjemny wzór autorstwa Hilary Smith Callis o nazwie "Safire", ale mnie zainspirowała wersjaBrahdelt. Nazwała swój sweterek "Truskawkowa Margueritta" (jeden z najlepszych koktajli na świecie, tak przy okazji) i po prostu zakochałam się w tym jak wygląda mały czerwony sweterek narzucony na retro sukienkę w grochy. Ja sama jestem dziewczyną w stylu retro {oczko} i tak się składa, że posiadam retro sukienkę w grochy. :-D Nazwijcie mnie papugą, ale tak bardzo mi się podoba to zestawienie, że po prostu muszę je mieć! Prawie skończyłam robić raglan i wygląda na to, że będę mogła zrobić moje grand entre. ;-)
That does it! Zumba and swimming isn’t enough
for me anymore. It is time to start running again. So there You have it – 10 week
plan for achieving 30 minutes of non-stop running. I’ve done that before, so I
know it’s possible. And I know that I will achieve my goal.
Why run? – You may ask. Well, running gives you
inner strength that any other sport can’t provide. It gives you self-confidence
and awareness of your body. It also gives you a tool to extend your own possibilities
and push your barriers. It creates a personal retreat, to which you can always
go just to be with yourself. An intimate place inside your mind in which you
can be alone, talk to yourself. Gosh, I can’t wait to start!
Tydz
Pon
Wt
Śr
Czw
Pia
Sob
Nied
1
5 x 2' bieg/4' marsz
5 x 2' bieg/4' marsz
5 x 2' bieg/4' marsz
5 x 2' bieg/4' marsz
2
5 x 3' bieg/3' marsz
5 x 3' bieg/3' marsz
5 x 3' bieg/3' marsz
5 x 3' bieg/3' marsz
3
4 x 5' bieg/2,5' marsz
4 x 5' bieg/2,5' marsz
4 x 5' bieg/2,5' marsz
4 x 5' bieg/2,5' marsz
4
3 x 7' bieg/3' marsz
3 x 7' bieg/3' marsz
3 x 7' bieg/3' marsz
3 x 7' bieg/3' marsz
5
3 x 8' bieg/2' marsz
3 x 8' bieg/2' marsz
3 x 8' bieg/2' marsz
3 x 8' bieg/2' marsz
6
3 x 9' bieg/2' marsz
3 x 9' bieg/2' marsz
3 x 9' bieg/2' marsz
3 x 9' bieg/2' marsz
7
3 x 9' bieg/1' marsz
3 x 9' bieg/1' marsz
3 x 9' bieg/1' marsz
3 x 9' bieg/1' marsz
8
2 x 13' bieg/2' marsz
2 x 13' bieg/2' marsz
2 x 13' bieg/2' marsz
2 x 13' bieg/2' marsz
9
2 x 14' bieg/1' marsz
2 x 14' bieg/1' marsz
2 x 14' bieg/1' marsz
2 x 14' bieg/1' marsz
Koniec z tym! Zumba i pływanie
już mi nie wystarczają. Czas powrócić do biegania. A więc oto i 10-tygodniowy
plan do osiągnięcia 30-minutowego ciągłego biegu. Już kiedyś go zrobiłam, więc
wiem, że da się zrobić. I wiem, że osiągnę swój cel.
Dlaczego biegać? – pytacie. Cóż,
bieganie daje człowiekowi wewnętrzną siłę, której nie daje żaden inny sport.
Daje pewność siebie i świadomość swojego ciała. Pozwala również rozwinąć swoje
możliwości i przesunąć granice. Tworzy azyl, do którego zawsze może się udać,
żeby pobyć samemu ze sobą. Intymny kącik w twojej głowie, w którym możesz pobyć
sam, pogadać ze sobą.