środa, 15 lipca 2015

Update



There was and is a lot going on on my needles. But I don’t have the time (and tools) to take a picture. There are some pretty good looking FO around here recently tough. :-)

First a scarf I named “O” for my mother-in-law to be. It’s from this pattern and I highly recommend it as it is totally reversible. Don’t know about you, but what really annoys me in lace projects is that they look good only on one side. Well this problem does not exist in here as the lace pattern is based on garter stitch. I made it with 4ply fingering wool and 4.5mm needles. It came out a little stiff and needed brutal blocking to open up the lace. I also made it in solid natural/undyed color.

Will I do it again? I think I will but with a) larger needles (I do knit extremely tight) b) with a yarn that has tones of drape (I’m thinking bamboo or silk) c) probably in some kind of batik or ombre.

Second there was a set for my fiancé. A cap and a simple cowl. He asked me for a hat that would fit under a climbing helmet and a matching cowl. Could any knitter say no to a request like that? Think not. The cowl it’s just a plain tube – no pattern. And the cap is Rambled. I used the wonderful Unisono yarn (it has all the certificates you can dream of, and it’s soaked with Aloe Vera extract so it’s super friendly to the sensitive skin) and 4.5mm needles. The pattern is a dream – simple and stunning. And it fits perfectly. The cowl however did not work so great. The edges are rolling too much, so I’ll have rework them. 

Will I do it again? Definitely. This pattern is so versatile, I think it’ll stay with us for a long time.

Third I made a hat for myself. Molly. I used a beautiful colorway of Cascades 220 Heathers in shades of blue and green. The pattern was clear and well written but it turned out a lot to big. I do have a very small head. So what I improvised. Took the pattern as a guide and modified it. It ended up ok, but I’m not swept of my feet by the end result. The drape is not quite as I wanted it to be, but oh well – I’ll wear it anyway because of that beautiful color.

Will I do it again? Nope.





Next we have Peggy. The minicardi made with the lovely Peggy Sue pattern. I made it with Xima Medusa (it’s a Polish cotton blend) and 4mm needles. It was my third attempt at this pattern (I think) and I was determined to finish it this time. And I did. I run low on the yarn and had to modify the sleeves (made cup sleeves – extra short, but it look nice). After sewing everything I ended up with a 30cm piece of yarn. That was close. ;-) I still have to wash the damn thing and sew on buttons. I hate finishing garments. 

Will I do it again? Maybe – the 300 stitches at the end of the raglan increase do make me think twice tough. ;-)

And last but not least Reyna. A simple shawlette made with sock yarn in a mix of intensive colors (with the majority of neon pink). A totally mindless knit. It was perfect for knitting in the train and on the lakeside. It’s finished but not blocked yet. I hope to do this today (ha ha…).

Will I do it again? I don’t think so. I’ll probably opt for something more complicated next time.

So this is it for my recently FO. I promise I’ll make some photos next week. See you soon!

wtorek, 7 lipca 2015

It's official! / Oficjalnie!



It’s official!
I’m engaged! How awesome is that?! I’m happy beyond words.
On a particularly hot weekend, when temperatures were reaching 36C (about 95F), we went with a colleague (Karolina – that’s you) on a bike trip. After wandering on and off route, swimming in a lake, lots of water and ice cream, we finally found a little camping. We didn’t plan to stop there. The plan was a lot more ambitious, but the heat took the best of us. And good. So be it. We laid down on a lake bank, started up a campfire and enjoyed each other’s company. And suddenly He said – look what I found in our tent! And He popped out the ring (on a piece of yarn! how cool is that?!).
Did I cry? Hell I did. But most of all I was speechless. And whoever knows me, knows that I’m never lost for words. ;-)
So this is it. I’m engaged to the most wonderful guy under the sun.

P.S.
I don’t know why, but these photos make me think of Superman and Lois Lane. ;-)

P.SS
Karolina - thank you for those beautiful photos!




To już potwierdzone!
Jestem zaręczona! Fajnie, c'nie?! Jestem niewysłowienie szczęśliwa.
W wyjątkowo upalny weekend, kiedy temperatura sięgała momentami 36C, wybraliśmy się wraz z koleżanką (Karolina, tak to o Tobie) na wycieczkę rowerową.  Po błądzeniu i poszukiwaniu szlaku, kąpaniu się w jeziorze, hektolitrach wody i lodach, znaleźliśmy malutki camping. Nie planowaliśmy się na nim zatrzymywać. Plan na ten weekend był znacznie bardziej ambitny. Ale upał nas pokonał. I dobrze. Nie tak będzie. Położyliśmy się na kocyku nad brzegiem jeziora, rozpaliliśmy ognisko i cieszyliśmy się swoim towarzystwem. I nagle On powiedział: zobacz co znalazłem w namiocie! I wyciągnął pierścionek (zawieszony na kawałku włóczki! fajnie, c'nie?!). 
Czy płakałam? Jasne! Ale przede wszystkim odebrało mi mowę. I jeśli ktoś mnie zna choć trochę, to wie, że nigdy nie brakuje mi słów. ;-)
Tak więc stało się! Jestem zaręczona z najwspanialszym mężczyzną pod słońcem.

P.S.
Sama nie wiem dlaczego, ale te zdjęcia mi przypominają Supermana i Lois Lane. ;-)

P.SS.
Karolina - dzięki za piękne zdjęcia!

piątek, 3 lipca 2015

Bested / Pokonana



Looking back on the past few weeks, it’s been a blur. Everything seemed to change so fast I couldn’t even focus. Time passed measured by the medicine taking hours and me trying to forget about everything connected with it. I was trying to live my life as if nothing happened. It worked for almost ten years, so why not now?
Well it works, kind of.
I and my boyfriend went together for a weekend trip to do some hiking three weeks ago. We’ve chosen Karkonosze Mountains, which are definitely not the highest mountains in our country. And we’ve chosen rather mild trails. But at the end of day one, I was so exhausted I asked if we could cut our trip short. The mountains took the best of me. Was I sad about it? No. I was devastated. I never felt so weak. Or maybe I did, but certainly not in the last 5 or so years. That was a downer.
But in times like this I try to remind myself of something that a friend once told me. She is a Himalaya Climber. I mean the real deal. I remember talking to her once and complaining about not being able to do things as good and as quickly as other people. I called myself a total wimp and she responded straight away “total wimps don’t do things like that; total wimps don’t do stuff at all”. I felt good, just to be acknowledged by someone like her. To be recognized as someone who isn’t a total wimp (maybe not a climber, but still ;-) So after a brief moment of winning over myself, I decided to choose the gentle path. My body needs it. My health needs it. And if that means cutting my trips short, so be it. 

Kiedy spoglądam na kilka minionych tygodni, zlewają mi się w całość. Wszystko zdawało się zmieniać tak szybko, że nie nadążałam się skupić.  Czas płynął odmierzany porami przyjmowania leków i wszystkim, co się  z tym wiązało. Starałam się jednak żyć, jakby nigdy nic. Udawało się przez prawie dziesięć lat, więc dlaczego nie teraz?
No i teraz też sie udało. Tak jakby.
Kilka tygodni temu pojechałam z moim chłopakiem w góry, pochodzić. Wybraliśmy Karkonosze, które zdecydowanie nie są najtrudniejszymi górami w naszym pięknym kraju. I do tego wybraliśmy raczej łagodne szlaki. Mimo to, pod koniec pierwszego dnia byłam wykończona. Musiałam poprosić o skrócenie wycieczki. Góry mnie pokonały. Czy było mi smutno? Nie. Byłam zdruzgotana. Nigdy jeszcze nie czułam się taka słaba. No dobra, może i czułam, ale z pewnościa nie w ciągu ostatnich pięciu lat. Dolina.
Ale w takich momentach staram się przypominać sobie, co kiedyś powiedziała mi znajoma. Jest himalaistką i mam na myśli prawdziwą Himalaistkę, przez duże H. Rozmawiałam z nią kiedyś i narzekałam, że jestem totalną ofermą, że nie potrafię robić różnych rzeczy (np. chodzić po górach) tak dobrze i tak szybko jak inni. Jej odpowiedź była natychmiastowa: " totalne ofermy w ogóle nie robią takich rzeczy". Poczułam się naprawdę fajnie, że ktoś taki nie uważa mnie za ofiarę losu. Może nie jestem super wspinaczem, ale nie jestem też ofermą. ;-) Tak więc, po krótkim epizodzie użalania się nad sobą, postanowiłam sobie troche odpuścić. Moje ciało tego potrzebuje. Moje zdrowie tego potrzebuje. I jeśli to oznacza konieczność skracania wycieczek górskich przez jakiś czas, to trudno. Niech tak będzie.